piątek, 14 listopada 2014

39. Home is for the heartless.

No, to tyle. 

Wróciłam. 
Choć nie do końca. 

Nie wiedziałam, że można dojść tak daleko we własnej głowie. Upaść tak nisko. Bać się tak bardzo. 
Nie wiedziałam, jak ciemna jest ciemność. Jak smutny smutek. Jak beznadziejna beznadzieja. I rezygnacja. I jeszcze samotność. I pustka. 
Dużo widziałam, dużo odkryłam, dużo się dowiedziałam. Ale wiedza bez zrozumienia jest tylko torturą. 

Potrzebuję Cię, K. Nie jestem z tego zadowolona. Czasem smutna, czasem mimo smutku szczęśliwa. Paradoks. 
Chcę wierzyć, że jesteśmy możliwi. Realni. Prawdziwi. 
Kłamstwa bolą. Niezrozumiałe. Ale wybaczyłam, już, zrobione. Wymagam wyjaśnień, ale nie teraz. Teraz chcę słów. Słowa niosą wiarę i nadzieję, wiesz? 

Przywiozłam Ci zapałki. Napalm też. A Twoje serce nadal takie zimne, podobno. Nie umiem w to uwierzyć. Pozwól mi zapalić Twoje życie. Twój świat. Przejdziemy przez płomienie razem, jeśli tylko będziesz chciał. Jeśli tylko pozwolisz mi trzymać się za rękę. 

Brzmię tak bardzo żałośnie. 
Ale ja jestem żałosna. Słaba. Mała. Zagubiona i zniszczona. Ty dajesz mi siłę i determinację. Nie zabieraj mi siebie, błagam. 

Oby tylko samotność mnie nie zabiła. 

niedziela, 31 sierpnia 2014

38. Kac i napalm.

Znów słowa. Więcej słów. Wszystko co mam, to słowa. 
Tak kurczowo się ich trzymam. Zaciskam palce. Powieki. 

Dużo słów. Gorących. Jak napalm. 
I pada deszcz. Też jak napalm. W mojej głowie tylko napalm. A raczej w sercu. 
I mimo, że to alkoholowe słowa, to im wierzę. Bo chcę. Bo potrzebuję wierzyć. 
Obiecałeś mi niebo i piekło na własność. Upomnę się o nie, już niedługo, K. Niedługo i na trzeźwo. 

sobota, 30 sierpnia 2014

37. And yet some things were born to burn.

Już tak blisko. 
Nadzieja nadal aktualna. Strach też. Odwaga już przygotowana. 
Ty nadal w mojej głowie, K. Coraz większy, nachalniejszy. Nie bardziej rzeczywisty, niestety. Ciężko opierać się na tych paru słowach, rzuconych w środku nocy, pewnie mimochodem. (Tak, tak, nadzieja jest i właśnie nimi się żywi.) 

Ale naprawdę

I'm the same bad news as you
You're the same kind of fucked as me
I'm the same bad news as you
You're the same, you're the same as me 

I Ty też to wiesz, prawda? Nie mogę się aż tak bardzo mylić. 
A ja naprawdę myślę... nie, nie myślę. Czuję, że potrzebuję Cię w moim życiu. Pozwoliłeś mi się zabrać, daleko, wszędzie. A jeśli naprawdę to zrobię? Przynajmniej spróbuję. Zależeć wszystko będzie od Ciebie. Znów zdaję się na kogoś, całkowicie. Jeszcze bardziej całkowicie niż całkowicie. Chcę tego.
I need you to need me, K. 

The napalm in your eyes is all my cold heart needs
If you bring the matches I'll bring the gasoline

Zapałki już mam w sercu, niedługo i w kieszeni. Dam Ci je wszystkie, jeśli tylko przyniesiesz benzynę. 

środa, 9 lipca 2014

36. What's my age again?

Chcę się starać. 
Chcę iść do przodu.
Chcę iść pod górę. I pod prąd też. 

Ale z Tobą. 

...kolejny rok do przodu. Do tyłu. Tak bardzo chcę, aby to był ten właściwy. Przecież zależy to tylko ode mnie. A tak trudno zrobić krok. 

So powerful. 
Yet so powerless.

Ale Ty dajesz mi tę siłę, której mi zawsze brakowało. Motywujesz. Sprawiasz, że znów mam ochotę wierzyć. I walczyć, nawet z całym światem, jeśli będzie trzeba. 

I nawet w sukience nie czuję się słabsza. 

Dam radę.
Damy radę, jeśli tylko będziesz chciał, K


niedziela, 29 czerwca 2014

35. Despite all my fears.

Przecież to nie może się dobrze skończyć. 
Jeszcze się nie zaczęło. I pewnie nigdy nie zacznie. Ale koniec już jest zły. 
Tylko w mojej głowie mija czas i skracają się kilometry. Zbliżają serca. 
Chciałabym wierzyć, ale chyba nie powinnam. Na pewno nie powinnam. Ale nie mogę przestać, nie umiem, nie chcę. Nie wiem. 

A może wiem? 

Cenię.
Chcę. 
Potrzebuję. 
Tęsknię. 

Boję się. Bardzo.
Ale kocham.
I mam nadzieję że nie będę żałować.
Nawet, jeśli wszystko skończy się źle, albo jeśli wcale nie zacznie. Będę cierpieć, wiem. Ale I'd rather feel pain than nothing at all. Tak? Tak.  

I nie, to nie jest głupie. Uczucia nie są głupie. Nie mogą. Po prostu są. I kropka. 
Dlaczego nie potrafię tego zaakceptować? 

Będę się starać. Zrobię dużo. Niemal wszystko. 

Bo jesteś tego wart, K., nawet jeśli sam tego nie dostrzegasz. 

sobota, 21 czerwca 2014

34. Let your voice scream out.

Dlaczego nie uznaję uczuć jako wartości samej w sobie? Uczucie jest uczuciem. Coś się czuje, odczuwa. Nie trzeba tego jeszcze argumentować. Smutno mi bo...? Tęsknię za kimś, bo...? Denerwuje mnie ktoś, bo...? 
Chcę po prostu to zaakceptować. Że czuję to, co czuję. Nie jest to ani złe, ani dobre. Nie muszę z tym walczyć. Zaakceptować ten dualizm, uczynić z niego moją własną, unikalną siłę. Zaakceptować tę unikalność. Czuję się inna. Jestem inna. Nie lepsza, nie gorsza, inna. Mam inne potrzeby, inne ambicje, inne pomysły.

Chyba każdy człowiek jest inny, prawda? Choćbym nie wiem jak chciała (chcę?) zrozumieć życie innych, to i tak mi się nie uda. Mam własne wartości. Liczy się zupełnie co innego. 
I gdybym tylko znalazła kogoś, kto by tych pomysłów nie wyśmiał, kto nie zignorowałby tych smutków, z kim nie czułabym się żałosna. Kto szuka, ten znajdzie. No pain, no gain
Może to on
Może zacznę wierzyć w przeznaczenie? 

Nie wychodzi mi coś to życie. Ale sama powiedziałam, ze nigdy nie jest za późno. I przecież wszystko jest możliwe. 

Dziękuję, K


Be true to who you are.

wtorek, 10 czerwca 2014

33. Blinded by fear of life.

Denerwują mnie głupie napisy na koszulkach. A raczej ludzie noszący te koszulki. W sumie, to cały świat mnie denerwuje. Bo nie pasuję. Bo chcę mieć własny. I Ciebie w nim. Raczej nie usłyszysz mojego rozpaczliwego wołania, prawda? Jesteś mężczyzną. A ja naprawdę nienawidzę czekać. To nie dla mnie. Chcę teraz, już, wszystkiego. I na raz. 

Połączyć dwa światy w jeden. Dwa życia w jedno. Nowe, szybkie, piękne. Czarne. Bo jak inaczej? Przecież tego chcę, tego mi brakuje. Tych alkoholowych dyskusji przy poświacie północnej lampki. I nocnych spacerów donikąd. I wszystkiego tego, czego nie pamiętam, ale co sobie wyobrażam. 
I tego cierpienia też mi brakuje. Tego bólu, tej samotności. Spotęgowanej, bo dzielonej z inną świadomością.

Nam mogłoby się udać, gdybyśmy dali sobie szansę. Please?




wtorek, 3 czerwca 2014

32. By the way I tried to say I'd be there waiting for...

Taka naiwność, taka głupota. 
Tak, to ja, jak zwykle umniejszająca wartość swoich odczuć, zaprzeczająca szczęściu, szukająca dziury w całym. Bo nie warto, bo to nieistotne, bo to nic. A przecież się uśmiechnęłam. I zrobiłam zdjęcie. Żeby nie zapomnieć o tym uśmiechu. Żeby on wracał. Bo dla niego mogłabym żyć. Spoglądać co dzień na to imię, wypowiadać je w myślach tysiące razy. I na głos. Chciałabym je wykrzyczeć, tak żeby dotarło i do Ciebie, gdzieś na drugi koniec świata i czasu. 

Trzymam Cię w złotej klatce mojej głowy, aż nie wierzę, że kiedyś sięgnę po realny kluczyk aby ją otworzyć. Takie senne marzenie, a jednak namacalne. Podobno. 
A może jednak sobie Ciebie wymyśliłam? Z tymi wąsami. Otchłanią oczu. I krzywym uśmiechem. Wyobraźnia jest niesamowita. Ale nie aż tak. Hihi

poniedziałek, 2 czerwca 2014

31. Wonderwall.


I don't believe that anybody feels
The way I do about you now


Chcę myśleć, że tak właśnie jest. I układać sobie w głowię tę bajkę. Bo lubię bajki. Bo życie to nie bajka. Bo gdyby nie bajki to nie byłoby sensu wstawać z łóżka. Może i tak nie ma... ale w coś wierzyć jednak trzeba. 

Nie rozglądam się, wiecznie wpatrzona w horyzont. Trochę mniej strasznie wokół mnie dzięki temu. Odrobinę mniej samotnie. 
Wiara i nadzieja. Że poczekam, wykonam krok, może dwa w odpowiednim kierunku i wszystko będzie pięknie. 

Już prawie czuję ciepło Twojego oddechu. 
I po portugalsku też nauczę się mówić. Słowo. 

Miłość jest taka bezpieczna, póki jest daleko. Nie wiem czy chcę, żeby się zbliżyła. Rzeczywistość nigdy nie doścignie marzeń. Zawsze coś będzie nie tak. Coś mnie zrani. Coś się zawali. 
Czy jest to warte zachodu? 

Może lepiej już na zawsze żyć marzeniami?

I said maybe
You're gonna be the one that saves me
And after all
You're my wonderwall


A może...

niedziela, 25 maja 2014

30. You had my heart, at least for the most part.

Gdyby mi tak przyniósł kawę do łóżka.
W ulubionym czarnym kubku, z odrobinką cukru. Postawił na stoliku i zbudził dotykiem warg na powiece. 
Usiadłabym w kwiecistej yukacie i pijąc wsłuchiwała się w dźwięk kropli spływających po jego ciele pod prysznicem. 
I stawałabym na palcach żeby pocałować go w policzek. I robiła głupie miny do słitfoci. A to zdjęcie w tle marzy mi się już ot tak dawna... 
I zapuściłabym włosy i chodziła w spódniczkach i malowała paznokcie na czerwono.  
Pozwoliłabym się przytulić, kiedy mi źle. 

Dobrze by nam było razem. 

Ale nie jest. I pewnie nigdy nie będzie.



niedziela, 4 maja 2014

29. I ain't wasting no more time.

Ile może zmienić przespana noc? Milion.

Pazurki urosły, atakujemy jutro z pełną mocą. Nie oddam życia walkowerem. 
Boję się. Ale przecież odwaga to pokonywanie strachu, własnych obaw i ograniczeń. A odważna jestem, sama to sobie udowodniłam. Potrafię zrobić wszystko. Yaru ki sae areba, nani mo dekiru yo! 
Nie lubię bezruchu, stagnacja mnie męczy bardziej niż cokolwiek innego. Więc, pora działać. Sama, jak zawsze. Nie mogę na nikogo liczyć. Nie warto. Co nie zależy ode mnie przyniesie mi tylko rozczarowania. Byle bym tylko nie była rozczarowana sobą, to by mnie chyba zabiło. A na pewno pozbawiło wszelkiej dumy. 

Działamy, Panowie i Panie. 

Here I go again on my own
Goin' down the only road I've ever known
Like a drifter I was born to walk alone
An' I've made up my mind, I ain't wasting no more time


Tak naprawdę to nie mam przecież innego wyjścia...

piątek, 2 maja 2014

28. Because enough's enough, we're done.

Dalej dalej, do przodu, w górę. 

Higher, faster, stronger. 

Nie? Tak! 

Pozytyw, progres, osiągnięcia. Tylko tyle jest warte zapamiętania. A resztę się wytnie. Tak po prostu. 
Uśmiechu mi nie zgasiło, póki co. Bez przesady, no. 

To teraz zamach i odbijamy się od dna. Ja i Konstancja. 

The thing I think I love
Will surely bring me pain
Intoxication, paranoia and a lot of fame
Three cheers for throwing up
Pubescent drama queen, you make me sick
I make it worse by drinking late

piątek, 18 kwietnia 2014

27. Ease my mind.

Nie wierzę, że naprawdę, faktycznie, autentycznie znalazłam odwagę. Zrobiłam to. Hop-siup i po sprawie. Nie jadłam, nie spałam, ale zrobiłam to. Ach, ta duma. 

Tak dziś pięknie. Ten wieczór, ten deszcz, ten wiatr. Piwo, Skrillex, atmosfera radosnego oczekiwania.
Jeśli się nie uda... to się nie uda. Ale sobie nie będę mieć nic do zarzucenia. 
Mówię, że mam tyle do ofiarowania. Dlaczego sama w to nie wierzę? Czy zwykła miłość jest zwykła? Przecież tak o nią ciężko. Skoro w to wierzę, że Ty i ja, że my, to dlaczego tak bardzo się boję? Umniejszam swoją wartość niemal do zera? 

I tak, jestem z siebie dumna. 
Jestem odważna.
Bywam pewna siebie. 
A determinacja może sama z siebie zdobywać góry. 

Jakoś dziś w to wierzę. 

Tonight I want to forget. 
I want lights to blind me. 



czwartek, 10 kwietnia 2014

26. Don't go.

Potrzebuję odwagi, tak bardzo dużo odwagi. 
Jeszcze nigdy, nigdy na nikim mi tak nie zależało, wiesz? 
Świat byłby nasz. Nie tylko ten. I tamten i jeszcze inny i piąty i dziesiąty. Możemy mieć wszystko. Wszystko, rozumiesz? 


Pewność siebie, odwaga, blablabla. Nie mam. Brakuje. Poszły sobie. 

Został płacz i zgrzytanie zębów. 


Jejku. Jaka jestem beznadziejna. 

Czysta pogarda, moi mili. Autopogarda. Tym gorzej. Nie umiem się jej pozbyć.


No, to raz, dwa, trzy! I uśmiech! I naprzód! I do ataku! Warto? Warto! Przecież naprawdę nie mam nic do przegrania. Nic do stracenia. A wygrać mogę wszystko. Tak bardzo wszystko.


Odwagi? 

niedziela, 6 kwietnia 2014

25. You are the one I waited for.

Tak bardzo bym chciała, aby ten sen trwał. 
Poranny, popijacki, popierdolony. 

If your love is just a dream, don't wake me up
It's hard enough to face the world alone

sobota, 29 marca 2014

24. Try.

Chce mi się wierzyć w bajki.
Różowe chmurki i szczęśliwe zakończenia. Tak bardzo nieprawdopodobne. Niespodziewane. Niemożliwe, zdawałoby się. 

Po raz kolejny, kolejny, kolejny. 

1. Nie mam nic do stracenia. 
2. Może być tylko lepiej.
3. Troszkę odwagi. 

Do boju. Halo! Do boju, tak serio. Jeśli są jakieś szanse, to trzeba je wszystkie wykorzystać. A nie wiem, czy są, póki nie spróbuję ich poszukać.

Dam Ci wszystko. Chcesz? 

Chciej. 

A czy ktoś taki jak Ty rozumie, czym jest wszystko?
Ale co ja o Tobie wiem? Dlaczego Cię osądzam, po jednym zdaniu? I dlaczego tak bardzo nie chcę dać sobie szansy? 

Spojrzę jeszcze raz na rurkę w nosie. Magia działa. 

niedziela, 9 marca 2014

23. W przepaść chętnie rzucę się.

Tak pusto. Jakoś. Nijak. 
Płaska herbata. 
Połamane paznokcie.
I płytka ciemność za oknem, niewarta zainteresowania.

Nie mam odwagi myśleć, że mogłoby się udać. Przecież my się nawet nie znamy. 
Dwa miesiące to dobry odcinek czasu. 
Zakochać się? Tak. Przypomnieć sobie o co w ogóle w życiu chodzi. Może pozbyć części cynizmu. Rozmrozić kawałeczek serca. 
Po jaśniejszej stronie lustra widzę nawet szczęśliwe zakończenie. Podobałoby mi się takie nazwisko. Natalia M. Czemu nie? Kontrargumentów brak. 
Ale jeśli nie... to skorzystać ze sposobności. Zasmakować kilku nowych emocji. Narobić hałasu. I wrócić do szarości z burzą wspomnień. 

Gdyby tylko to zależało ode mnie... 
H., zaryzykujmy razem. Bo co innego można zrobić, będąc w naszej sytuacji? 
Umrzeć.

niedziela, 2 marca 2014

22. センチメンタル症候群

Chcę się z kimś podzielić sobą. Wszystkim. Jestem gotowa, jak jeszcze nigdy w życiu. Każdy dzień jest szczęściem, gdyby się nim podzielić, to się przecież pomnoży. Takie to głupie, naiwne... ale brzmi sensownie. 
Każdy dzień jest przygodą. Liczy się wszystko, spotkania i samotności, śmiechy i cisze. 
Byle tylko się nie zmienić, nie za bardzo. Przecież nie muszę, nie umrę, wręcz przeciwnie. Tak bardzo tego nie wiedziałam, chodzące niezrozumienie. Ale dziś wygląda to wszystko nieco lepiej. 

追いつかない意識遠くなる

A nie chcę tego, tak bardzo nie chcę. Nie odchodź, wróć, ideo. I nie opuszczaj mnie, już nigdy. Będę się starać. 


A syndrom sentymentalny niech pozostanie we mnie już na zawsze. Jak i Piotruś Pan. 





変わってしまった自分

埋まらない欲望
無くしてしまった情熱
止まらない日常





wtorek, 18 lutego 2014

21. We want it all, before it ends tonight.

A myślałam przez chwilę, że dorosłam. 
Tylko ja mogłam się aż tak pomylić.
Całe szczęście wszystko już wróciło do normy. 

Kto powiedział, że nie można mieć wszystkiego? Musiał być strasznie nieszczęśliwym malkontentem, siejącym defetyzm na każdym krzywym kroku. 
Mam najwspanialszą mamę na świecie, za każdym razem gdy uświadamiam sobie to na nowo nie mogę uwierzyć własnemu szczęściu. Dziękuję. Bo przecież masz rację. Nie muszę decydować teraz, o niczym. Z niczego nie muszę rezygnować. Brać wszystko to, co najlepsze. Bo kto mi zabroni? Bo kto powie, że to niemożliwe, jeśli ja sama tego nie zrobię? No przecież nikt. Nikt.

Ma się dziać? Będzie! Aż za dużo, dokonam niemożliwego. 
Dlaczego najprostsze wyjścia z sytuacji patowych są najtrudniejsze do zauważenia? 

I konwent i koncert. Umrę. Ale przecież o to chodzi w życiu.



niedziela, 16 lutego 2014

20. Blah blah blah.

Lat prawie 26. Dogania mnie Dorosłe Życie. 
Czy aby na pewno?


Czy Dorosłe Życie jest równoznaczne porzuceniu marzeń? Zaakceptowaniu przegranej? Pogodzeniu się z własną bezsilnością? Beznadziejnym, smutnym kompromisom? Wiecznemu wybieraniu mniejszego zła

Krawaty, obcasy, żakiety. Budziki i rozkłady. Odpowiedzialność. A w środku tego wszystkiego ja? Wolne żarty. Jakoś tak ciągnę, pełznę, egzystuję. Ale tylko dlatego, że Marzenie jest ze mną, widoczne gdzieś na horyzoncie. Odległe, ale jest. A jeśli przyjmę, że to dziecięce mrzonki, syndrom Piotrusia Pana... to co mi jeszcze zostanie? 

Kariera? Pieniądze? Konsumpcja? 

Ale pierdolenie

Nie chcę się na to godzić. Nie chcę umierać aż tak młodo. 





Rozpacz, czarna, czarna dupa. 

sobota, 1 lutego 2014

19. Lost in the echo.

Gdyby to było to, co mi się wydaje, że jest, to chyba byłbym uratowana. Tęsknota nagle nabiera sensu. Rozstanie już nie boli. Jutro przedstawia się nadzwyczaj optymistycznie (choć może nie powinno). Po prostu pięknie. 
Puzzle same się układają. Co z tego, że kilka elementów nie pasuje do obrazka... większość wchodzi na swoje miejsca, jakby już od zawsze tam były. A całość składa się na jeden wielki uśmiech. I takie dziwne uczucie. Entuzjazm, może nadzieję. 

Chyba lubię taką siebie. 
Nagle mogłabym przestać starać się udawać kogoś innego. Nowość. 

Nie wierzę, że naprawdę mogę w to uwierzyć. A jednak. Nie brzmi to tak absurdalnie, jak mi się wydawało.

Dam szansę takiej mnie. 
Bez udawania. 

Nie mam przecież nic do stracenia.