Lat prawie 26. Dogania mnie Dorosłe Życie.
Czy aby na pewno?
Czy Dorosłe Życie jest równoznaczne porzuceniu marzeń? Zaakceptowaniu przegranej? Pogodzeniu się z własną bezsilnością? Beznadziejnym, smutnym kompromisom? Wiecznemu wybieraniu mniejszego zła?
Krawaty, obcasy, żakiety. Budziki i rozkłady. Odpowiedzialność. A w środku tego wszystkiego ja? Wolne żarty. Jakoś tak ciągnę, pełznę, egzystuję. Ale tylko dlatego, że Marzenie jest ze mną, widoczne gdzieś na horyzoncie. Odległe, ale jest. A jeśli przyjmę, że to dziecięce mrzonki, syndrom Piotrusia Pana... to co mi jeszcze zostanie?
Kariera? Pieniądze? Konsumpcja?
Ale pierdolenie.
Nie chcę się na to godzić. Nie chcę umierać aż tak młodo.
Rozpacz, czarna, czarna dupa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz