czwartek, 19 grudnia 2013

18. If I could get back time.

Dobrze, że się nie da. Tak właśnie chcę myśleć. Przecież jeśli powtórzę coś trzy razy, na głos, to stanie się prawdą.

Dobrze, że nie da się cofnąć czasu.

Dobrze, że nie da się cofnąć czasu.

Dobrze, że nie da się cofnąć czasu.

Nadal w to nie wierzę. Ale zacznę. 
Nie wiem tylko, czy poradzę sobie z tym sama. Malutka, słabiutka, zdesperowana. (Znów zaniżam samoocenę. Czy to już się leczy? Zaraz, chwila, przecież się leczę...)

Ale chyba nie ma takiej możliwości, żeby już zawsze było tak beznadziejnie. Potrzebuję zmian. Ucieczki. Czegokolwiek. Ale poczekam, cierpliwie. Nie mam wyjścia.  Żadnego. Ani pół. 
Dlaczego nie umiem sama siebie przekonać, że życia nie można ot, tak, wyrzucać, jak tylko coś się nie uda? Zwinąć w kulkę, zgnieść, podpalić i wyjechać. Na drugi koniec świata. Ale czy naprawdę cokolwiek udało mi się tu zbudować? Mieszkanie, w którym nie ma życia. Nawet sprzątać mi się nie chce, co dopiero wić gniazdo. Praca, która nie daje satysfakcji. Kiedy tylko mogę to uciekam. I nie powinnam mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. Kot, który mnie denerwuje. Znajomi, z którymi nie mam ochoty się spotykać. Twarz, na którą nie mam już siły patrzeć.

Chyba narzekam.
Znowu.

Tęsknię. Za kimś, kogo nie znam. 



niedziela, 15 grudnia 2013

17. Utau koe wa kikoeteru.

Ze strachu mi niedobrze. Do porzygu. 


Niepewności nienawidzę najbardziej na świecie. Zimno, niemiło. I śmierdzi pleśnią. Ale nie mam odwagi jej rozwiać. Nie mam odwagi usłyszeć nie. Czuję się taka żałosna... niczego nie warta. Godna tylko pogardy. 


                          

Ale może przesadzam. Troszkę, ale przesadzam. 

Tak dużo dzieje się w mojej głowie. Pomysły żyją własnym życiem. To nie jest nic. 

Spotkanie z nim nie było niczym. Było inspiracją. Wyewoluowało w żarówkę. To już coś

Chyba nie powinnam się nad sobą użalać. I tak bardzo siebie nienawidzić, tak że aż do krwi. 
Coś tu jest nie tak. 
Nie wiem jeszcze co, ale to znajdę. Albo znajdę kogoś, kto znajdzie. Nie dziś, nie jutro. Ale trzymam się nadziei. Może i głupia, ale daje zbyt wiele żeby się jej pozbyć nie mając nic w zamian. 

czwartek, 17 października 2013

16. Kimi to no omoide wo kakihajimeru.

A może jednak nadal go kocham. 
Nie umiem zapomnieć. 
Wciąż i wciąż smak jego spojrzenia czai się na granicy świadomości. I wkurwia. 

Co robić, jak żyć? 
Czasem aż się nie chce. 

Kiedy pierwszy raz mi powiedziałeś, a raczej napisałeś, że się zakochałeś. Pamiętam. Byłam przekonana, że to przecież nie ma sensu. Nic nie czułam. Aż do czasu. Parasol, ławka, osiemnasta dzielnica Paryża. Wrócę tam. 
Te wieczory, spędzone u Ciebie, gdy siedziałam na fotelu Ludwik XVI (czy jakikolwiek inny), piliśmy i wymienialiśmy się piosenkami. I dyskutowali. I ten jeden, jedyny raz, kiedy wspomniałeś o swoim ojcu. Nie zapomnę.
I to Tokyo. Upalne, wilgotne, męczące. Spełnienie marzeń. I chrząszcze, czy cokolwiek to jest. Tak głośne, charakterystyczne. Park Yoyogi, Harajuku. I ta mała knajpka z sobą i udonem, niedaleko dworca, torów. Znajdę ją. 

Jestem taka głupia, tak strasznie głupia. 
Chciałabym go chociaż nienawidzić, za to co zrobiłam. Ale przecież I can't point the finger 'cause there's no one to blame.
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. 

Tak bardzo bym chciała Cię zobaczyć. Posiedzieć przy kawie w Starbucku na Operze, na piętrze, przy oknie. Albo w Londynie, niedaleko London Tower.

Boris, kocham Cię, Króliczku, ale... ale pozwól mi już odejść. 

poniedziałek, 16 września 2013

15. Miss nothing.

Jestem taka słaba. I nadal zła na siebie, taka zła. Nie tak miało być, przecież wszystko zaplanowałam. A tu masz, babo, placek. 
Kolejne poszukiwania męża, do trzech razy sztuka. 
Po co mi to wszystko? 


Tak bardzo z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, od wypłaty do wypłaty. Żałosne. 

Ale jednak do przodu... w ślimaczym tempie, aż się dziwię że mnie jeszcze hulajnogą nikt nie rozjechał. No ale, powoli, ale do celu. 


Farby. Kreski. Japonia. Centymetry włosów. 



A że głupota wciąż jednak ciągnie mnie w dół, kotwica, żelazko, czy inne kowadło. Serce. 

Kij Ci w oko. 


Będziesz żałował. 



My one mistake was that I never let you down.

A z tym koniec. Ze słodkimi słówkami, przymilaniem i gwiazdkami. 
Po co mi to wszystko?

Mam wiele. 
Zatrzymam się dla siebie, aż ktoś, kiedyś, będzie warty abym mu się podarowała i na tyle odważny (głupi?) by mnie zaakceptować. 

No, to postanowione. 

        Am I a failure if I got nothing to loose?  
 No, I'm not a failure, I got something to prove.  

środa, 4 września 2013

14. I tell myself that I don't miss you at all.

Melon i mate na złamane serce nie działają. Nic nie działa. 

Jestem zła, tak bardzo zła na siebie. Na Ciebie też. Ale chyba jednak mniej. Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.

Bo gdzie mój sarkazm? Gdzie mój uśmiech Hana Solo? Gdzie moje racjonalne podejście? Zawsze przecież za dużo myślę, a tu... a tu poddałam się emocjom, w najgorszym momencie. 

I jeszcze jak patrzę na nasze zdjęcie... i znów czuję się źle. I nie mogę nie płakać. A przecież już było dobrze. Pogodziłam się z ciszą. Nikt nigdy nie dzwonił. Jedna, jedyna szczoteczka do zębów. A Twojej nie umiem jakoś wyrzucić, jeszcze nie.
  
A miało być tak pięknie. 

And now it's coming clear
That I don't need you here
And in this world around me
I'm glad you disappeared


Okłamuję się, tak, wiem. Ale przecież kiedyś mi przejdzie. 
Coraz więcej ran. Jedna na drugiej. Normalne, że nie mogą się zabliźnić. 

Kiedyś się pewnie wykrwawię... ale na pewno nie dziś. 

niedziela, 25 sierpnia 2013

13. I'm naked, I'm numb, I'm stupid.

Nie mam wspomnień. Mam za to dziurę. W sercu. 

You're my drug
We live it
You're drunk, you need it
Real love, I'll give it

Tak bardzo nie chcę pozwolić na ten koniec. Nie teraz, nie tak. A najchętniej, to wcale. 
Ale nie będę już chyba potrafiła podtrzymywać złudzeń. Marzeń. Tak sztucznie napędzanych, bez żadnych podstaw, żadnych szans. 

To boli. I need you to need me. Nie jest tak, wcale. 

I Twoje westchnienia, gdzieś zza alkoholowego szumu. I pocałunki. I miłość, której nie pamiętam, a której nie mogę zapomnieć. Nie chcę, na dodatek. 

Nadal boli. Mówiłam coś o gwoździach. Skąd wiedziałam? 
Śmieję się sama z siebie. Przegrałam.




We drink the fatal drop
Then love until we bleed
Then fall apart in parts



wtorek, 6 sierpnia 2013

12. The higher I get, the lower I'll sink.

Wysoko, wysoko, w górę i wciąż w górę. Jak windą. Upadek pewnie też będzie szybki. I bolesny. Nawet nie na beton, a prosto w najeżoną kolcami pułapkę, której paszczę już widzę rozszerzającą się pode mną. 

Boję się. 

Boję się, a i tak wciąż wchodzę, pnę się, wspinam. 

I'm scared to get close and I hate being alone.

I wszystko dlatego. 
I tak bardzo wbrew rozsądkowi. Wbrew światu, wbrew życiu, wbrew - po prostu. 

To ciche uczucie satysfakcji. 
Uśmiech, który czai się w kącikach ust i oczu, gdy ciała już stygną, nadal splecione. Wyzwanie rzucone spojrzeniom. I codzienne, małe wygrane. Niby nieważne, a jakże sycące. Zbłąkana dłoń, czułe opuszki palców, szybkie muśnięcia warg i języka. 
Poczucie triumfu nad schematami. 
Tak, to ponad wszystko słodzi mi codzienność.


A że chmury się rozwieją i spadnę, z wysoka? 
Ale przynajmniej coś przeżyję. A jest to warte kolejnego gwoździa w sercu. Wiem, że nigdy nie przestanie uwierać. Nieważne. Ignorancja jest zbawieniem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

11. Ja, sowa.

Motywacja przesypuje mi się między palcami. Jak cukier. Biały i lepki, w maleńkich kryształkach, zbyt małych, aby zauważyć ich odrębność. 

Tak bardzo, bardzo bym chciała zamknąć serce w klatce. Założyć klapki na oczy. Naprzód, byle naprzód. Skoncentrować się na tym jednym, jedynym celu, który się liczy. Nie wolno się rozmieniać na drobne. Zbaczać z drogi. 
Szczególnie, że miłość przecież nie ma sensu. 
Zniszczy mnie. 
Już to robi. 
Zrobiła. 

Obojętność jest królową, zimną, nieczułą.

Tylko jak to zrobić? 
Jak to zrobić, gdy się chce, gdy się pragnie, gdy się czeka? 

Mogłabym to zniszczyć. Zmiażdżyć. Zdmuchnąć uczucie, póki ledwo się tli. Dlaczego nie potrafię? 
Myślę logicznie. A serce - swoje. Wyrywa się zza krat. 
Gdybym dobyła miecza na pewno byłby obusieczny. I w tym jest problem. 

No i masz babo placek. 
Sytuacja bez dobrego wyjścia. 
Cholera. 

Więc co?

Niech wydarzenia biegną własnym torem. Powoli, szybciej, jak chcą. Mieć je w dupie. Ignorować, nawet. I robić swoje. 
A jeśli Jego słowa pomagają - to niech tak będzie. Trzeba przecież korzystać z wszystkiego, z czego można wyciągnąć jakieś korzyści. A motywacja jest najważniejsza. 

Póki co... tak mi dobrze w mojej alkoholowej muszli. 

sobota, 18 maja 2013

10. Still got something left to prove.

Ślepy zaułek.
Głową muru nie rozwalę. 
Ale mogę przez niego przejść. Krok naprzód. Spróbować żyć, mimo wszystko. 
Brzmi nieźle.
Wykonalnie.
Przecież nikt nie każe mi zapominać. Muszę się tylko pogodzić ze zmianami... tak bardzo ich pragnę, a trzymam się brzytwy zanim pozwolić się ponieść nurtowi. A przecież znalazłam nową drogę. Już nawet udało mi się na nią wejść, na razie ledwo ledwo, tylko palcami stóp... ale to już coś. Kierunek jest jasno zdefiniowany. Czy waham się co do niego? Nie. Dlaczego zatem wciąż oglądam się lękliwie przez ramię? Nie chcę tego, co było. Miałam dość takiego życia. Czego więc żałuję? Do czego chcę wracać? Za czym płaczę?
Dostanę moje szczęście, moją zemstę, moją miłość. Nie teraz, to trochę później. Świat przecież stoi przede mną otworem.

Still got something left to prove.

It tends to keep things movin'.


I'm not afraid of anything,

and I've got the whole world in front of me.



środa, 15 maja 2013

09. Everything I loved became everything I lost.

Je commence à y croire. Ça me fait peur. 
Peut-être jusqu’à la fin de ma vie je pleurerai le soir, seule, dans le noir, en pensant à lui. A son corps, tout maigre, contre le mien. A ses sourcils. A ses doigts, tout durs a force d'appuyer sur des cordes. A notre petit monde, que j'ai détruit. Moi même. Douée, n'est-ce pas ? 
J'aimerais pouvoir croire que ça va s'arranger. Que je vais oublier, tout simplement. Pourquoi je n'y arrive pas ? Pourquoi je reviens tout le temps vers ce petit appart dans le 7ème, vers ce qu'il représentait pour nous, vers - enfin - l'erreur que j'ai faite ? 
L'ironie. L'ironie, quoi. Très cruelle, en plus. 

Je ne te reverrai plus, non ?
Je donnerai la moitie du monde pour pouvoir revenir dans le temps. Mais je le peux pas. Je vais donc garder ce monde pour moi-même. Et je l'utiliserai comme il se doit.

Je suis triste. Tellement. 
J'en meurs. 


Bez Twych słów, bez Twych rąk nie ma mnie. 
Mimo tylu, pomyłek, i tak będę z Tobą.
Mimo tak wielu granic, i tak będę z Tobą.
Mimo tylu nieznanych, i tak będę z Tobą.

...i tak będę z Tobą.

niedziela, 31 marca 2013

08. Wcale nie prima aprilis.

Naprawdę ciężko jest wyłączyć myślenie i poddać się chwili. Emocjom. Uczuciom.
Ciekawe, czy ja je w ogóle mam, te całe uczucia, czy wszystko sama sobie racjonalnie wymyślam i ustawiam tak, jak mi pasuje. W głowie. Mózgiem, a nie sercem. Według ściśle określonych wzorów i zasad, których sama nie dostrzegam. 

Nie wiem. 
Nic nie wiem.

Ale to spróbuję, dobrze? Spróbuję zrobić coś innego, niż zazwyczaj. 

I'm scared to get close and I hate being alone
I long for that feeling to not feel at all

poniedziałek, 18 marca 2013

07. I've said it once. I've said it twice. I've said it a thousand fucking times.

Jakbym sprzedała swoje marzenia. 
Za te parę tysięcy złotych. Mieszkanie. Futro. I martensy. 

Boję się, tak bardzo boję się rozczarowania. I przegrywać też się boję. Dlatego kłamię i śmieję się z tego, co powinno wywoływać łzy. 
Nie wiem, co robić. Nie wiem, czego chcę. Nie wiem nawet, kim jestem. 
Kolorowanka. Biała kartka, z ledwo widocznymi, zatartymi konturami. Atramentem tego nie wypełnię. A może... jeśli od środka? 

Ciężko się sobie uświadamia własne słabości. Urażona duma boli. Nawet, jeśli tylko przed samą sobą muszę się do nich przyznać, świat nadal rozbija się o mur uśmiechu i szaleństwa. To jednak ja wiem. I skręca mnie, spala, dusi. Instynkt samozachowawczy każe uciekać. A to nie takie proste. Uplotłam sobie łańcuch ze złota. Niewiele swobody mi przy nim zostaje. Odrobinka każdego dnia. Byle tylko i jej nie stracić - i nie zmarnować. 

Chcę ramienia, na którym się oprę. I koszuli, w którą się wypłaczę. 
Miałam - popsułam.
Sny potrafią być tak okrutne. Brak mi czasem słów. Często nawet. 

Narysuję dziś siebie. Muzyką. Jak zwykle.



I've said it once. I've said it twice. I've said it a thousand fucking times.

That I'm OK, that I'm fine. That it's all just in my mind.
But this has got the best of me. And I can't seem to sleep.


And it's not 'cause you're not with me. It's 'cause you never leave.


sobota, 9 marca 2013

06. Już nie myśląc.

A może ja wcale nie istnieję. Tylko takie kopiuj/wklej ze mnie jest.
I rozpaczliwie proszę, aby ktoś zwrócił na mnie uwagę. Ale jakoś mi się nie udaje.
Może warto poszukać zainteresowania gdzie indziej? W obecnym położeniu pewnie nigdy go nie będę miała. Zawsze trzecie miejsce. Niby wciąż na podium. A i tak porażka.


Wykrzyczę siebie. A nawet, jeśli nie siebie, bo przecież nie istnieję, to przynajmniej ten obraz, to lustrzane odbicie, które zastępuje mi mnie.



Nie znasz mnie. Nie znacie mnie. Nie znam się.

Ale mogę przynajmniej się zemścić. Choćby i anonimowo. Czy moja wściekłość może być niezależnym bytem? Jestem o tym święcie przekonana.


Krzyczmy. Wrzeszczmy. Jest sobotnia noc.

I chodźmy po alkohol.

Panie przodem. 

poniedziałek, 4 marca 2013

05. Niech żyją wolne poniedziałki.

Rada na dziś: "Określ jasno, co jest dla ciebie najważniejsze". 


...a więc?



Chcę się zrealizować zawodowo. Chcę robić coś interesującego. Chcę żyć z czegoś, co będzie mi sprawiało przyjemność. 


Wnioski?

*poszła rysować*

niedziela, 3 marca 2013

04. Kolejny początek knując.

Nadal nie wiem,  kim jestem. Ani nawet jaka jestem. A już tym bardziej czego chcę. Wciąż się huśtam, waham, biegam bez ładu ni składu. Krok w tę, i krok z powrotem, a potem nawet ze dwa, lub trzy wstecz. 
Tak jakoś pełznę, z dnia na dzień, nie myśląc o przyszłym tygodniu, żeby znów się nie załamać. A powinnam. Raz, a porządnie. Żeby mnie tak coś zdrowo pierdolnęło. I z przytupem. Terapię szokową proszę. Ale to chyba nie ode mnie zależy.


Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy robią to, co kochają i kochają to, co robią jestem bardzo zazdrosna. Zżera mnie od środka żółć. Kwaśna, obrzydliwa. Zachłystuję się nią. I mam ochotę rzygać na samą myśl o sobie, takiej zazdrosnej, zgorzkniałej, beznadziejnej. 

Ale czy na pewno beznadziejnej? Przecież "It can't rain all the time". Teraz wiem o tym jeszcze lepiej. Wręcz namacalnie zdaję sobie z tego sprawę. Tylko muszę wziąć sprawy we własne ręce. Choćby i powoli, mozolnie, byle naprzód. 


Mogę mieć wszystko. Tylko muszę wiedzieć, czego chcę. A potem po to sięgnąć. 

sobota, 23 lutego 2013

03. Sobotnie zastanawianie przy kawie.

Rekapitulując, właśnie dano mi wybór. Zapytano, czego chcę, co chcę robić, kim być. A ja nie wiem. 
Zawsze wydawałam się sobie osobą pewną siebie, odważną, znającą swoją wartość. A jednak, jest wręcz przeciwnie. Pod stalową skórą chowa się kompleks mniejszości, potrzeba akceptacji i strach przed odrzuceniem. Dziwnie jest sobie z tego zdać sprawę, tym bardziej, że nie wiem co powinnam robić dalej. Nie wiem, co chcę robić dalej.

Otworzono mi drzwi na życie. A ja nie wiem, czy je przekroczyć. Bo za nimi nikt mnie już nie poprowadzi za rękę, a ja tak bardzo tego potrzebuję. 
[I kolejny głosik w głowie, mówiący, że to wcale nieprawda, że niczego, ani nikogo nie potrzebuję, że jest wspaniale i że świetnie sobie sama radzę...]

Zawsze myślałam, że to pozytywne myślenie jest kluczem do szczęścia. A jednak, coś tu jest nie tak. Zapaćkałam się różową farbą, nie pozwalam jej się zmyć, mimo że łzy nieustannie płyną, żłobiąc brudne kaniony na tym wesołym obrazku.

To wszystko, to nie ja. 
Ale to gdzie jestem, w takim razie? Jaka jestem? Wcale nie znam siebie. Myślałam, że... no, myślałam dużo. 
Czy to, co robię, czy to naprawdę dla mnie dobre? Czy to właśnie tego chcę? Bo przecież chcieć znaczy móc, ale jeśli się autentycznie nie wie, czego się pragnie? Gdzie kończę się ja, a zaczynają inni, którzy tak bardzo na mnie wpływają, rzeźbią, kształtują? 

A może mi lepiej w takim zakłamaniu? Może nie potrzebuję prawdy? 
Prawda boli.



piątek, 22 lutego 2013

02. Ucieczki i milczenia.

Czy cierpię? Oto jest pytanie. 
Czy celowo chowam uczucia? Może jednak faktycznie same się gubią? A może ja naprawdę nic nie czuję? Na siłę staram się coś wyszukać, wyłuskać, wręcz wycisnąć ze skamieniałego serca? 
Że to niby dobrze, kiedy płaczę? Bo jeśli nie, to już coś chowam?
No dobrze, może i tak. Nawet, jeśli sama o tym nie wiem. 


Odwracam się plecami od bólu. Nie chcę go, nie potrzebuję.

A radość?
Czy umiem jeszcze się cieszyć?


Fakt, że nie potrafię odpowiedzieć na te pytania mnie przeraża. Coś tu jest nie tak. Nie tak jak powinno być, oj, nie. 



Chyba potrzebuję katalizatora. Nie potrafię znaleźć światła w sobie samej. Nie ma. Pustka. Zakopałam samą siebie, bardzo głęboko. I chyba potrzebuję pomocy, sama już się nie wygrzebię. 



A przecież to nie tak miało być. Przecież nie mam powodu, aby cierpieć, myśląc racjonalnie

Skąd ta potrzeba racjonalizacji wszystkiego? Czy uczucia też muszą mieć jakiś sens?


Chcę akceptacji. To tak dużo? Akceptacji od ludzi, którzy tak wiele dla mnie znaczą. Którym zazdroszczę. A przekonać się po raz kolejny, że być może nigdy jej nie otrzymam... boli. 



Co robię? Uciekam. Milczę. I uciekam. 

środa, 20 lutego 2013

01. Wstępem do beznadziei.

Zbyt dużo myślę, za mało robię, jak zawsze. Jak od zawsze. Byle nie na zawsze. 

Skoro myślę, to powinnam dotrzeć kiedyś do jakichś konkretnych wniosków. A tymczasem prawda już od lat błąka się gdzieś poza horyzontem. Teoretycznie wiem. A praktycznie odmawiam przyjąć do wiadomości. Żadnej reakcji. A tętno zwalnia, zamiast przyspieszać. 

Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę nie ma świata!

Skąd, jak i dlaczego. O co mi w ogóle chodzi, do jasnej cholery. Jeśli mam podbić świat, choćby tylko swój własny, to muszę w końcu dobyć broni. I nie bać się pobrudzić. 

Tak mało. Krok, po kroku. Jeden plus jeden, nie liczyć od razu w tysiącach. 
Czy to aż takie trudne?


Niewykonalne. 

Nie mogę się tak łatwo zniechęcać. Nie mogę. Powoli zaczynam zniechęcać się życiem. Ogólnie. Całościowo. A przecież wszystko zależy ode mnie. Mogę wszystko, wszystko. 
Strach? Odpowiedzialność? Bezsilność? 

Nie. Nie zgadzam się. Odmawiam, kategorycznie. 

*poszła rysować*