Jakbym sprzedała swoje marzenia.
Za te parę tysięcy złotych. Mieszkanie. Futro. I martensy.
Boję się, tak bardzo boję się rozczarowania. I przegrywać też się boję. Dlatego kłamię i śmieję się z tego, co powinno wywoływać łzy.
Nie wiem, co robić. Nie wiem, czego chcę. Nie wiem nawet, kim jestem.
Kolorowanka. Biała kartka, z ledwo widocznymi, zatartymi konturami. Atramentem tego nie wypełnię. A może... jeśli od środka?
Ciężko się sobie uświadamia własne słabości. Urażona duma boli. Nawet, jeśli tylko przed samą sobą muszę się do nich przyznać, świat nadal rozbija się o mur uśmiechu i szaleństwa. To jednak ja wiem. I skręca mnie, spala, dusi. Instynkt samozachowawczy każe uciekać. A to nie takie proste. Uplotłam sobie łańcuch ze złota. Niewiele swobody mi przy nim zostaje. Odrobinka każdego dnia. Byle tylko i jej nie stracić - i nie zmarnować.
Chcę ramienia, na którym się oprę. I koszuli, w którą się wypłaczę.
Miałam - popsułam.
Sny potrafią być tak okrutne. Brak mi czasem słów. Często nawet.
Narysuję dziś siebie. Muzyką. Jak zwykle.
I've said it once. I've said it twice. I've said it a thousand fucking times.
That I'm OK, that I'm fine. That it's all just in my mind.
But this has got the best of me. And I can't seem to sleep.
And it's not 'cause you're not with me. It's 'cause you never leave.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz