środa, 20 lutego 2013

01. Wstępem do beznadziei.

Zbyt dużo myślę, za mało robię, jak zawsze. Jak od zawsze. Byle nie na zawsze. 

Skoro myślę, to powinnam dotrzeć kiedyś do jakichś konkretnych wniosków. A tymczasem prawda już od lat błąka się gdzieś poza horyzontem. Teoretycznie wiem. A praktycznie odmawiam przyjąć do wiadomości. Żadnej reakcji. A tętno zwalnia, zamiast przyspieszać. 

Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę nie ma świata!

Skąd, jak i dlaczego. O co mi w ogóle chodzi, do jasnej cholery. Jeśli mam podbić świat, choćby tylko swój własny, to muszę w końcu dobyć broni. I nie bać się pobrudzić. 

Tak mało. Krok, po kroku. Jeden plus jeden, nie liczyć od razu w tysiącach. 
Czy to aż takie trudne?


Niewykonalne. 

Nie mogę się tak łatwo zniechęcać. Nie mogę. Powoli zaczynam zniechęcać się życiem. Ogólnie. Całościowo. A przecież wszystko zależy ode mnie. Mogę wszystko, wszystko. 
Strach? Odpowiedzialność? Bezsilność? 

Nie. Nie zgadzam się. Odmawiam, kategorycznie. 

*poszła rysować*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz