Zbyt dużo myślę, za mało robię, jak zawsze. Jak od zawsze. Byle nie na zawsze.
Skoro myślę, to powinnam dotrzeć kiedyś do jakichś konkretnych wniosków. A tymczasem prawda już od lat błąka się gdzieś poza horyzontem. Teoretycznie wiem. A praktycznie odmawiam przyjąć do wiadomości. Żadnej reakcji. A tętno zwalnia, zamiast przyspieszać.
Myślał indyk o niedzieli, a w sobotę nie ma świata!
Skąd, jak i dlaczego. O co mi w ogóle chodzi, do jasnej cholery. Jeśli mam podbić świat, choćby tylko swój własny, to muszę w końcu dobyć broni. I nie bać się pobrudzić.
Tak mało. Krok, po kroku. Jeden plus jeden, nie liczyć od razu w tysiącach.
Czy to aż takie trudne?
Niewykonalne.
Nie mogę się tak łatwo zniechęcać. Nie mogę. Powoli zaczynam zniechęcać się życiem. Ogólnie. Całościowo. A przecież wszystko zależy ode mnie. Mogę wszystko, wszystko.
Strach? Odpowiedzialność? Bezsilność?
Nie. Nie zgadzam się. Odmawiam, kategorycznie.
*poszła rysować*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz