Czy cierpię? Oto jest pytanie.
Czy celowo chowam uczucia? Może jednak faktycznie same się gubią? A może ja naprawdę nic nie czuję? Na siłę staram się coś wyszukać, wyłuskać, wręcz wycisnąć ze skamieniałego serca?
Że to niby dobrze, kiedy płaczę? Bo jeśli nie, to już coś chowam?
No dobrze, może i tak. Nawet, jeśli sama o tym nie wiem.
Odwracam się plecami od bólu. Nie chcę go, nie potrzebuję.
A radość?
Czy umiem jeszcze się cieszyć?
Fakt, że nie potrafię odpowiedzieć na te pytania mnie przeraża. Coś tu jest nie tak. Nie tak jak powinno być, oj, nie.
Chyba potrzebuję katalizatora. Nie potrafię znaleźć światła w sobie samej. Nie ma. Pustka. Zakopałam samą siebie, bardzo głęboko. I chyba potrzebuję pomocy, sama już się nie wygrzebię.
A przecież to nie tak miało być. Przecież nie mam powodu, aby cierpieć, myśląc racjonalnie.
Skąd ta potrzeba racjonalizacji wszystkiego? Czy uczucia też muszą mieć jakiś sens?
Chcę akceptacji. To tak dużo? Akceptacji od ludzi, którzy tak wiele dla mnie znaczą. Którym zazdroszczę. A przekonać się po raz kolejny, że być może nigdy jej nie otrzymam... boli.
Co robię? Uciekam. Milczę. I uciekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz