środa, 2 grudnia 2015

48. What happens at CoW stays at CoW.

Is it bad if I want to do amazing things in my life? Big, epic shit. 
I want to work hard and party hard. No more wasting my time in boring job...
...o, nawet nie zauważyłam, że zaczęłam pisać po angielsku. Dobry mindfuck nie jest zły. 
Krowa się skończyła. Wróci za parę miesięcy, choćby nie wiem co. Najintensywniejsze pięć dni mojego życia. Nie wiem jak mam nad tym przejść do porządku dziennego. Przecież każda kolejna chwila spędzona na czymkolwiek innym, mniej konkretnym, będzie stracona, nieodwracalnie. Takie życie, jakie prowadzę, nie ma sensu. Jest jak sen. Zły. Płaski. Wyblakły. 
Nieinteresujące rozmowy. Bzdurne problemy. Nieistotne obowiązki. Po Krowie jakoś nic nie wydaje mi się istotne. 
Nawet moja sztuka, ale to wróci, już wraca. I nie ma nic innego. 

Malować, tańczyć, pić, tworzyć i marzyć. 
I kochać też bym chciała. 
Przeżyć piękne, romantyczne love story. Czy to źle? 

Potrzebuję silnych emocji. Dużo. Chcę się w nich topić i umierać, raz po razie. Bez końca. W górę i w dół, na samo dno i aż do gwiazd. 
...i tylko co tu zrobić, żeby nadal mieć pieniądze? 
Life, I hate you. And yet I love you so much. 

sobota, 21 listopada 2015

47. Doo doo doo doo doo doo, fuck you too.

Jest dziś lepiej. Nie-źle. 

Bo przecież jeśli cały mój smutek można zamknąć w to jedno pytanie...

Kim jestem?

To sobie z nim poradzę.
Przekonałam świat, że jestem jednorożcem. Pieprzonym jednorożcem! Co za problem w tkaim razie, aby zostać artystą? 
Sama wymyśliłam swoje imię, a ludzie po prostu je zaakceptowali. 

Nic nie może być trudniejsze od zostania małym, puchatym jednorożcem. Trzeba tylko w to uwierzyć. To trudne, ale gdyby było łatwo to nie byłoby tego warte. Musi być trudno, inaczej nie ma zabawy. 

Wiem przecież kim jestem. 
Nie muszę się za to karać. 
Nie muszę się tego wstydzić. 
Nie muszę się na nikogo oglądać, a na pewno nie na Ciebie, K. 

Tak dużo wiem. Kim jestem, czego chcę. I wiem, że mogę to osiagnąć. A wtedy puszczę "American You" całemu obecnemu światu, którym gardzę, tak bardzo gardzę. Yeah.



czwartek, 19 listopada 2015

46. Crimson tears falling and my shirt is blood-stained.

Tak bardzo lubię widok krwi. Czerwone kryształki, kwitnące na bladej skórze, gdzieś pomiędzy tatuażami. 
Nieco słony smak. Żelazo. 

No dobrze, jest źle.

Lately I've been afraid of myself
The closer that I get to rain
The more I feel at home, the further I'm away

Krew cieknie sobie, niemal wesoło. 
Nic nie boli. 
Zabawa.

Po prostu nie djaę rady. Zbyt ciężko.

Jak możesz żyć, po tym co mi zrobiłeś? Jak możesz się uśmiechać? Wstawać co rano i woskować wąsa? Nienawidzę Cię, K. Nienawidzę. I dlaczego muszę Cię nadal kochać, tak przy okazji? Chcę odejśc, uciec, ale nie potrafię. Kręcę się w kółko. 
Nienawiść jest bardzo, bardzo blisko miłości, wiesz? 
A ból przyjemmości i szczęścia i życia...

Od tamtego dnia, tamtego deszczu, tamtych schodów, tamtych kropli ściekających po Twojej kurtce już nic nie ma sensu. Nic nie smakuje tak, jak powinno. Nawet krew, te śliczne krople, ciekące po skórze nie są tak ciepłe, jak się tego spodziewałam. 
Nienawidzę Cię. 
Spokojną, pasywną nienawiścią, która chyba niczym nie różni się od miłości, do której nigdy się przed samą sobą nie przyznałam. 

Przejebane.
Źle. 
Źle jest.
Jak zwykle.

piątek, 23 października 2015

45. I don't wanna do this anymore.

It's so surreal.

Czas leci.
Zapierdala. 

Nie radzę sobie z tą świadomością. Wydaje mi się tak... ostateczna. 
Tak dużo czasu tracę, starając się zacisnąć na nim palce. 

Tak bardzo bez. Bez-nadziejnie. Bez-sensownie. Bez-namiętnie. 

I can't survive if this is all that's real. 

Uciekłabym. Ale nie mam gdzie. Panika ściska żołądek. Nie mogę jeść. Chce mi się alkoholu, ale nie chce mi się pić. Przemycam wódkę w pomarańczy.

Ludzie umierają, a ja się zastanawiam jak ciężko by było wbić komuś między żebra szklany pilnik do paznokci.

Nie wiem czy kiedyś jeszcze będę szczęśliwa, dziś w to nie wierzę. 


piątek, 21 sierpnia 2015

44. A formiga escreve um livro.

We're alone.
Just like you said. 

Czas do przodu, ja w tył. Bo stagnacja oznacza regres. Głębiej w alkohol. Głębiej w rezygnację i beznadzieję. 

We will never be the change to the weather and the sea.
And you knew that. 

I tak bardzo z tym walczę. Staram się. Albo staram się starać. Jeśli już mam być mrówką, to przynajmniej tą, która pisze książkę. (A formiga escreve um livro.) Dlaczego to takie trudne? Co chwilę myślę, że na zbyt dużo się porywam. Że ambicja mnie zabije. Ale przecież podobno wszystko jest w głowie. A w niej, oprócz strachu, rodzi się właśnie ta mordercza ambicja. 
I tęsknota, niemniej mordercza. 

Nie umiem zdecydować, czy jest źle, czy znośnie. 

Półtora roku mam. Żeby dotrzeć do bardzo konkretnego punktu. Musi mi się udać. Bo co ja zrobię, jeśli nie? Równie dobrze będę mogła zanieistnieć, tak jak teraz nie istnieję. 
Mogę zakopać się w mojej sztuce. To jedyne, co mam. Jedyne, co naprawdę cieszy i naprawdę pozwala się oderwać, na dłużej i wyżej niż trzy dni picia w Raszówce.

Ołówki w dłoń, panowie i pani

środa, 17 czerwca 2015

43. On the edge of fury.

Porzucić jedną nadzieję.
Znaleźć inną. 
Uśmiechać się do niej.
Tylko tego chciałam. Tylko tyle. Mieć powód do uśmiechu. I znów okazało się, że to zbyt wiele. 

Dlaczego kolejne rozczarowanie boli wciąż tak samo jak wszystkie poprzednie? Nie da się do tego bólu przyzwyczaić. Niemożliwe. 

Ale ból zmieniony w złość, wściekłość, nienawiść staje się paliwem. Fuel for life

We need a living passion
To believe in
Burning hearts and a brand new feeling
Action!
If we're gonna make it like a true survivor



I tylko jeszcze nie wiem co zrobić, żeby już nigdy nie zaufać, nie oczekiwać ani się nie spodziewać. Jestem sama i będę sama. A ogień jest we mnie. Ludzie niech po prostu trzymają się z daleka. Nie chcę ich uśmiechów, przyjaźni, przysług, obietnic i innych bzdur. 


Kolejna nadzieja do kosza i lecimy dalej. Tak jest! 


No retreat, no surrender


niedziela, 22 marca 2015

42. Darkness bleeding in, the sun is getting low.

Chcę bezpieczeństwa. Ciepła. Wsparcia. Otucha też by się przydała. 
Ale nikt mi tyle nie da. Przez chwilę chciałam wierzyć, okłamywałam samą siebie. I jak na tym wyszłam? Złamana. Obolała. Martwa. Jednym słowem - nie najlepiej.

Ale skoro znów jakiś ogień się tli, znów się nieco chce, znów świecą się oczy nawet na trzeźwo... 
Podziękuję muzyce, która pozwala marzyć i znaleźć resztki odwagi, które jeszcze gdzieś w sobie mam. 
I nie mogę na nikogo liczyć. Szukać. Wołać. To dopiero jest żałosne. Nie strach. Nie brak pewności siebie. Nawet nie słabość. Ale przyznanie się do porażki.

Nie, nigdy. 
...a przynajmniej jeszcze nie teraz.

A kiedyś ktoś mnie jeszcze schowa w twierdzy swoich ramion i w końcu będę w domu. 

We can hide under sheets, under heavy covers

So deep as the night draws in
And we'll be slow honey lovers 'til the clocks go forward again
Again, again, again


wtorek, 17 marca 2015

41. Wait in line.

Nienawidzę. Nie szanuję. Nie umiem już znieść.
Tchórz ze mnie. Zwykły, mały, pieprzony tchórz. 
Nie mam nic. A i tak boję się to stracić. Sama nie wiem jak to możliwe. 
Nie mam nadziei, mieszka we mnie tylko strach. Paraliżujący strach. Zimny, obślizgły i zdradliwy. Nigdy nie wiem czego się mogę po nim spodziewać.
Ale jak mam siebie lubić, lub choć szanować? Jak bez łez spojrzeć w lustro? Gorycz. Tyle goryczy we mnie. 

I wracam wciąż do Ciebie, K. Tylko Ty na chwilę mnie uwolniłeś. Pozwoliłeś uwierzyć. Dlaczego? Czy powinnam Cię za to nienawidzić? Nie umiem. I przez to szanuję siebie jeszcze mniej. Bo nie potrafię być sama. Żyć sama. I dla siebie. Bez dopingu, bez oklasków. 
Chciałabym żebyś widział ten ból. Tę nienawiść. Złość. Żebyś spojrzał na mnie tak, jak wtedy. I przytulił. Choć słowem. I tak bardzo wiem, że nie mogę na to liczyć, że aż dech zapiera. Duszę się własną bezsilnością. 

Mogę się w końcu obudzić? 
Wstać rano, jak nowa, jak nie-ja. 
Bo siebie mam już dość. Tego żałosnego wzroku i gorąca łez pod powiekami.


So I stand
And I wait in line
With a heavy head
And this bottle of wine
And I watch
As they steal my time
I stand and I wait in line

niedziela, 25 stycznia 2015

40. Forever missing him.

To tyle. To by chyba było na tyle, prawda, sweetie
Nadal nie do końca wiadomo, nadal gdzieś, na obrzeżu Wszechświata tli się jakaś tam bzdurna nadzieja, blah blah blah

Ale jest dobrze. Spoko. Okej. 
Tęsknię, na zawsze będę. Bo nie zapomnę. A skoro nie zapomnę, to będę tęsknić. 
Jeszcze pewnie się napijemy, co? Piwo. Ramen. Sałatka. Tyle jesteś mi winny, K. 
Nie chcesz, nie umiesz mi siebie dać, to nie. Nie wszystko ode mnie zależy, pewne decyzje świat podejmuje za mnie. Teraz, kiedy już to sobie uświadomiłam i się z tym pogodziłam jest mi łatwiej. 

Dałeś mi smutek, cierpienie, trochę złości. Lubię je wszystkie. Emocje. Wszystko może być piękne, widziane przez ich pryzmat. Tyle odcieni czerni. 
I różowe jednorożce w końcu widać w całej okazałości.

Dziękuję.
Zabiłeś mnie. 
Wróciłam z piekła silniejsza. Bo pokazałeś mi też niebo.