wtorek, 18 lutego 2014

21. We want it all, before it ends tonight.

A myślałam przez chwilę, że dorosłam. 
Tylko ja mogłam się aż tak pomylić.
Całe szczęście wszystko już wróciło do normy. 

Kto powiedział, że nie można mieć wszystkiego? Musiał być strasznie nieszczęśliwym malkontentem, siejącym defetyzm na każdym krzywym kroku. 
Mam najwspanialszą mamę na świecie, za każdym razem gdy uświadamiam sobie to na nowo nie mogę uwierzyć własnemu szczęściu. Dziękuję. Bo przecież masz rację. Nie muszę decydować teraz, o niczym. Z niczego nie muszę rezygnować. Brać wszystko to, co najlepsze. Bo kto mi zabroni? Bo kto powie, że to niemożliwe, jeśli ja sama tego nie zrobię? No przecież nikt. Nikt.

Ma się dziać? Będzie! Aż za dużo, dokonam niemożliwego. 
Dlaczego najprostsze wyjścia z sytuacji patowych są najtrudniejsze do zauważenia? 

I konwent i koncert. Umrę. Ale przecież o to chodzi w życiu.



niedziela, 16 lutego 2014

20. Blah blah blah.

Lat prawie 26. Dogania mnie Dorosłe Życie. 
Czy aby na pewno?


Czy Dorosłe Życie jest równoznaczne porzuceniu marzeń? Zaakceptowaniu przegranej? Pogodzeniu się z własną bezsilnością? Beznadziejnym, smutnym kompromisom? Wiecznemu wybieraniu mniejszego zła

Krawaty, obcasy, żakiety. Budziki i rozkłady. Odpowiedzialność. A w środku tego wszystkiego ja? Wolne żarty. Jakoś tak ciągnę, pełznę, egzystuję. Ale tylko dlatego, że Marzenie jest ze mną, widoczne gdzieś na horyzoncie. Odległe, ale jest. A jeśli przyjmę, że to dziecięce mrzonki, syndrom Piotrusia Pana... to co mi jeszcze zostanie? 

Kariera? Pieniądze? Konsumpcja? 

Ale pierdolenie

Nie chcę się na to godzić. Nie chcę umierać aż tak młodo. 





Rozpacz, czarna, czarna dupa. 

sobota, 1 lutego 2014

19. Lost in the echo.

Gdyby to było to, co mi się wydaje, że jest, to chyba byłbym uratowana. Tęsknota nagle nabiera sensu. Rozstanie już nie boli. Jutro przedstawia się nadzwyczaj optymistycznie (choć może nie powinno). Po prostu pięknie. 
Puzzle same się układają. Co z tego, że kilka elementów nie pasuje do obrazka... większość wchodzi na swoje miejsca, jakby już od zawsze tam były. A całość składa się na jeden wielki uśmiech. I takie dziwne uczucie. Entuzjazm, może nadzieję. 

Chyba lubię taką siebie. 
Nagle mogłabym przestać starać się udawać kogoś innego. Nowość. 

Nie wierzę, że naprawdę mogę w to uwierzyć. A jednak. Nie brzmi to tak absurdalnie, jak mi się wydawało.

Dam szansę takiej mnie. 
Bez udawania. 

Nie mam przecież nic do stracenia.