I znów jakoś lepiej.
Może ziołowe tabletki dały radę? Ciężko powiedzieć, ale słodkie kłamstwa do samej siebie robią robotę, naprawdę myślę, że jest dobrze. Nawet jeśli wiem, że chyba jednka wcale nie... to i tak myślę tak, jak mi wygodnie. I robię swoje. A przynajmniej się staram.
A alkohol jest fajny.
Fajna jest też Hiszpania. Nie wiem jak to się stało, że nigdy wcześniej nie uznałam za niezbędny wyjazdu tam. Ale już nigdy więcej nie dam sobie powiedzieć, że nie, bo nie, bo cośtam. Żyję wspomnieniami. Potrzebuję ich jak powietrza. Więcej.
Czy jestem głupia, czy niewdzięczna, że tęsknię za tymi dniami, kiedy nie miałam nic do stracenia?
Jest tak dobrze. Po prostu dobrze. Tyle ludzi o tym marzy. A ja tęsknię do niewiadomego, do niepewnego, do niedopowiedzianego.
Nie marzę o rodzinie. Dzieciach. Własnym domu. (A może jednak?)
Every night I used to pray that I find my people.
No, właśnie. R. to nie wszystko w mojej głowie. Ludzie mówią, że przy dziecku po prostu wszystko się zmienia, przewartościowuje. Ale ja nie wiem czy chcę, żeby się zmieniło. Żeby mój świat się skurczył wokół takiego małego istnienia. Zacisnął na gardle, zamiast ciągnąć mnie w nieskończone przestrzenie. A w takiej sytuacji stracę R., prędzej czy później. On jest normalny. A do mnie wracają stare marzenia, stare potrzeby, kiedy tylko znajdę dom, to chcę go stracić, chcę czuć niepokój i niewygodę.
Dwa miesiące w Japonii były najlepszymi miesiącami mojego życia. Sama, niezależna, decydowałam o swoim jutrze. Nic nie miało znaczenia. Nie miałam nic do stracenia, do zyskania chyba tylko wspomnienia. Tyle ich przelatuje przed oczami. Przeżyłam najstraszniejsze chwile. Tamten ciemny hotel na Sakae, czerwona szminka. Nocne rozmowy na balkonie ósmego piętra. Obawiam się, że dla takich chwil żyję. Nie dla codziennego, znanego, umiarkowanego szczęścia w rodzinnym domu. Potrzebuję wzlotów i upadków, bez nich nie istnieję. Czuję, że niknę. Blednę. Kończę się gdzieś tu właśnie.
I've got a war in my mind. Od zawsze, chyba jednak na zawsze. Czasem nastaje rozejm, ale nigdy na długo, jak widzę na załączonym obrazku.
Nie wiem, kiedy to wszystko wybuchnie.