Już jest źle. Ale źle inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Stany lękowe. Niemiła odmiana po depresji (?).
Wszystko jest dobrze. Jest. Wiem to. Ale żołądek się budzi i skręca, skręca z głośnym NIE. Nie ma problemu, jest miło i przyjemnie, ale Ty nie będziesz spać, nie będziesz się niczym cieszyć. Będziesz się pocić, czuć gorące łzy pod powiekami i starać schować to wszystko przed światem, przed R., przed sobą. Gdyby tylko się dało...
Nie wiem jak długo jeszcze mogę tak funkcjonować. Jest chyba coraz ciężej. I nawet sama ta świadomość przeraża mnie, jeszcze bardziej. Powtarzam sobie, że przjdzie. Że będzie lepiej. Że się ogarnę, tak po prostu. Ziołowe tabletki, bieganie, koniec z alkoholem. Brzmi tak bardzo sensownie. I paraliżuje strachem. Jakim, kurwa, cudem? Jak mogę chcieć uciekać na sam pomysł spaceru nad morzem? Strach, niemal panika, bezsilność. Totalna, przerażająca bezsilność.
R. mówi, że potrzebuję pomocy. Czy to już ten moment, kiedy się zgłaszam do wariatkowa?
Problemy z oddychaniem nawet. Siedzę tu, w taki piękny, spokojny dzień i się nadal duszę. Sama. Nawet powodu nie mam. Nie wiem czy to jeszcze ten etap, na którym mogę sobie sama poradzić. Ale spróbuję.
I have these voices in my brain
I create them and I hate them
But I ask them to stay
Cause I have this fixation on death
This fixation on change
This fixation on three years I grew out of pain
This fixation on sleep
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz