poniedziałek, 3 lipca 2017

50.

Moje studio to moje życie. Taka jest prawda. R. dzielnie gotuje, pierze, ale napędza mnie studyjny zapierdol. Dzień wolny i już nie ma co robić... pranie, zakupy, sprzątanie... a gdzie sztuka, gdzie emocje, gdzie ludzie? Po szklance wina potrzebuję ludzi, ślę wiadomości, oczekuję interakcji.

Szkockie niebo jest tak piękne. Szybsze niż polskie. Moje szkockie życie też dużo szybsze, bez porównania. Gdybym mogła teraz coś zmienić, cokolwiek... może jeszcze trochę pieniędzy, ale to przyjdzie, a cierpliwości mi ostatnio nie brakuje. Ani cierpliwości, ani motywacji, ani samozaparcia. 

Już nie najebuję się na smutno, a uśmiecham sama do siebie. Han Solo przykrył część blizn. Zmęczenie niesie ze sobą satysfakcję, po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy. Nawet zmęczona się uśmiecham przy morskim zachodzie słońca. Edynburg jest moim błogosławieństwem. Giee wymaga, ale to dobrze. R. podtrzymuje na duchu i gotuje... a  to w 100% wystarcza. 

Po raz pierwszy od lat mam ochotę świętować urodziny. Jestem tu, gdzie chcę. Miejsce, ludzie - wszystko idealne. Po latach stania w miejscu w końcu coś się ruszyło, i to z górki. Jestem dumna z siebie, z R., zadowolona z mojej codzienności... nawet jeśli jeszcze nie tatuuję, to i tak jest to moim życiem. I tak już zostanie, wsiąkłam w Rock'n'Roll, w tatuaż, w sztukę na porządku dziennym. 

Jestem szczęśliwa.